środa, 18 listopada 2020

Rozdział V (Zofia Jasińska)

 Alison postrzeliła mężczyznę z pistoletu…

      Usłyszeli huk i instynktownie padli na ziemię. Wszyscy oprócz Alison i Meisona. Po chwili i ten drugi osunął się na chodnik. Lidia, obok której padło ciało mężczyzny, drgnęła niespokojnie i powoli zaczęła wstawać. Rozejrzała się wokoło – przyjaciele  powoli podnoszący się z ziemi, Meison, który ledwo żył oraz Alison siedzącą na ławce i zalaną łzami. Stails przysiadł się do dziewczyny, po chwili ją przytulił. Derek i Scott byli zajęci dzwonieniem i łagodzeniem sprawy.

     Lidia nie wiedziała, że tym wydarzeniem nad jej i przyjaciół życie nadciągnęły ciemne chmury.

LIDIA

     Przez następne kilka chwil stałam w szoku. Później pobiegłam do zaułka i przyniosłam wszystkie pozostawione tam przez nas rzeczy.

- Stails, Alison – oboje spojrzeli na mnie z wyczekiwaniem - Macie tu herbatę z miętą oraz ciasteczka – podałam im plastikowe kubeczki pełne ciepłego napoju i opakowanie Hit’ów.

- Skąd ty to wytrzasnęłaś? - Derek już skończył rozmawiać i łakomie patrzył to na ciastka, to na mnie, a ja ledwie zauważalnie kiwnęłam głową - Mmm dobre.

- Co jest dobre? - teraz doszedł Scott i byliśmy w komplecie. Widząc Dereka zajadającego ciastka, pokręcił z niesmakiem głową - Mam niestety złe wieści.

     Zaniepokoił mnie tymi słowami. Instynktownie spojrzałam na Alison, ale ona tylko odsunęła się od Stails’a i uparczywie patrzyła w dół. Wiedziałam, że z trudem powstrzymuje się od płaczu.

- Złe wieści? Jakie? - Derek tym razem mówił z sensem.

- Policja…

- Stop! - krzyknął Stails, wzkazując na dziewczynę siedzącą obok niego.

- Racja. Sylinski odprowadza Alison do domu, ja i McCall jedziemy do bazy, a Derek ogarnie policję i jakieś żarcie.

- No a ja już myślałem, że ten strzał zabrał nie tylko Meisona, ale i twoją władczość – powiedział do mnie Hales.

Nie skomentowałam tego, tylko spakowałam rzeczy do torby i ruszyłam za Scott’em. Zanim jednak ruszyliśmy, Scott wysłał do Dereka wiadomość.

SCOTT

     Stwierdziłem, że warto przypomnieć Derekowi jego zadanie, więc wysłałem mu SMS-a.

Do Derek:  PAMIĘTAJ! Najpierw jedziesz na komendę, a POTEM ogarniasz nam JEDZIENIE. Zrozumiano?

     Nie czekałem na odpowiedź chłopaka, tylko ruszyłem. Przez chwilę zapomniałem, że jadę z Lidią i zacząłem nucić piosenkę lecącą w radiu. Przestałem, gdy usłyszałem chichot dziewczyny.

- Co cię tak bawi? - spytałem.

- Przejechałeś dwa razy na czerwonym świetle, a za nami jedzie radiowóz – oznajmiła z trudem utrzymując powagę.

- Co? - spojrzałem w lusterko - Kurde!

Miała rację. Za nami (wprawdze tajny, ale jednak) jechał radiowóz. Mignęli trzy razy lewym migaczem. Co to miało znaczyć?

- To znaczy, że to ludzie ojca Stails’a – spojrzałem na nią zdziwiony.

- Skąd wiesz?

- Mówił mi, że w razie jakiegoś wypadku, ludzie jego ojca znajdą nas w trybie natychmiastowym i pokierują w bezpieczne miejsce – patrzyła czy nadążam, a ja powierdziłem skinieniem głowy. - Teraz po tym… Po tej strzelaninie Stails pewnie poinformował ojca o zdarzeniu i udał się gdzieś z Alison, Derek był na komendzie, pewnie na tej, gdzie czekał zespół pana Sylinskiego, więc go zgarnęli i teraz jadą po nas – uśmiechnęła się do mnie.

- A ja już się bałem, że stracę prawo jazdy – spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Długa historia.

- Kiedyś mi ją opowiesz – zastrzegła - A teraz przyśpiesz, bo zaraz złapie nas prawdziwa policja. 

STAILS

     Gdy grupa się rozeszła, udałem się z Alison do bazy II. Stwierdziłem, że skoro tam mamy „grupowy dom”, a to bazy I zejdzie się gang ojca z detektywami i policją, to dziewczynie zdecydowanie lepiej będzie w drugiej bazie. Nie udaliśmy się jednak tam od razu.

- Może kawa? - zaproponowałem jej, choć dopiero piliśmy herbatę.

- Jak już to gorąca czekolada i dobry deser – uśmięchnęła się słabo.

- Zgoda.

    Najlepszą czekoladę dawali w Willi Pani Stell (w skrócie WPS), i tam też poszliśmy. WPS, była najbardziej obleganą kawiarnią w mieście. Zjeżdżały się tam tłumy miejscowych i okolicznych mieszkańców, turystów, ważnych osobistości – a co za tym idzie, dużo dziennikarzy. Kawiarnia, była kiedyś małą kawiarenką, ale gdy odkryto przyszne menu i dobry klimat zaczęło się tu schodzić o wiele więcej ludzi. Dlatego też, lokal trzeba było powiększyć. Ja osobiście w tym pomagałem. No może nie w remoncie, ale razem z moją siostrą Brendą, zebraliśmy odpowiednie fundusze. Dlatego też, mam tam specjalny cichy kącik, który czeka na moją wizytę. Właścicielka – Pani Stella (mogliście się domyślić) trcohę przesadziła i na „ścianie dobra” ja oraz moja siotra znajdujemy się na pierwszym miejscu. Mogę też dodać, że willa nie jest przekazywana z matki na córkę, tylko ze Stelli na Stellę. Tylko to miejsce w mieście zna wszystkie jego tajemnice.

- O czym rozmyślasz? - zapytała mnie nagle Alison.

- Co? Ja? - patrzyła na mnie uważne - Nic, nic.

- Oh, no dobrze – powiedziała i odwróciła się w  kierunki tylnych drzwi kawiarenki, przed które (jak się okazało) doszliśmy kilka chwil wcześniej. - Wchodzimy? - pokiwałem głową.

Po wejści od razu uderzył nas zapach mięty, gorzkiej czekolady i goździków. Odłożyliśmy nasze plecaki na półkę, w tym samym momencie podeszła do nas asystenka Pani Stelli.

- Cześć Stails, hej Alison – przywitała się z nami a potem dodała. - Stella przebywa od kilku godzin w kuchni i lepiej jej nie przeszkadzać, ale…

- No coś ty Alice! - usłyszeliśmy krzyk właścicielki - Dla moich stałych klientów zawsze znajdę czas – uśmiechnęła się do nas - Dawno was tu nie było, co was tym razem sprowadza?

- To co zawsze – odparłem.

- Spokój, filiżanka dobrej czekolady, kawałek ciasta, chęć odpoczynku, możliwość rozmowy – dodała Alison.

- Oh no tak, tak – przytaknęła Stella - Wy i wasze kryminały – westchnęła. - Stolik numer 11 jak zwykle wolny.

Udaliśmy się do wskazanego stolika i zajrzeliśmy do menu. Zauważyłem, że pojawiło się kilka nowych deserów. Czytałem z fascynacją kartę, gdy usłyszałem kaszlnięcie. Odłożyłem kartę na stolik i zobaczyłem kelnera, który czeka aż złożę zamówienie.

- Ach tak – odchrząknąłem - Kawa czarna z bitą śmietaną, szarlotka i owocowa sałatka.

Chłopak zapisał i odszedł.

- Musimy pogadać – powiedziała dziewczyna. - Jest coś o czym ty, Lidia i chłopacy powinniście wiedzieć.

- To może pogadamy w bazie? - zgodziła się.

W tym czasie zadzownił mój telefon. 

DEREK

     Jechaliście kiedyś radiowozem jako NIE przestępca i NIE policjant? Ja tak. Jedzie się jak normalnych samochodem, ale ma o wiele więcej przycisków. Byłem nimi tak zafascynowany, że niechcący jeden kliknąłem – okazało się, że to były tylko światła. A szkoda, mogłaby to być na przykład syrena policyjna, to by dopiero były heca. Ale dość opowieści. Doszedłem na policję, lecz nie musiałem nic mówić, bo od razu koledzy pana Sylinskiego. Dogoniliśmy Lidię i Scotta, którzy jechali w kierunku bazy I. Tam dostaliśmy opierdziel od ojca Stails’a oraz pochwałę. Zaczęła się gadka na temat tego całego Meisona i jego bandy. Nie chciało mi się tego słuchać, więc wyszedłem na balkon.

- Hales wracaj! - krzyknął, a raczej wrzasnął szeryf - Musisz nam pomóc.

1 komentarz: