Alison postrzeliła mężczyznę z pistoletu…
Lidia nie wiedziała, że tym wydarzeniem nad jej i przyjaciół życie nadciągnęły ciemne chmury.
LIDIA
Przez
następne kilka chwil stałam w szoku. Później pobiegłam do zaułka i przyniosłam
wszystkie pozostawione tam przez nas rzeczy.
-
Stails, Alison – oboje spojrzeli na mnie z wyczekiwaniem - Macie tu herbatę z
miętą oraz ciasteczka – podałam im plastikowe kubeczki pełne ciepłego napoju i
opakowanie Hit’ów.
-
Skąd ty to wytrzasnęłaś? - Derek już skończył rozmawiać i łakomie patrzył to
na ciastka, to na mnie, a ja ledwie zauważalnie kiwnęłam głową - Mmm dobre.
-
Co jest dobre? - teraz doszedł Scott i byliśmy w komplecie. Widząc Dereka
zajadającego ciastka, pokręcił z niesmakiem głową - Mam niestety złe wieści.
Zaniepokoił
mnie tymi słowami. Instynktownie spojrzałam na Alison, ale ona tylko odsunęła
się od Stails’a i uparczywie patrzyła w dół. Wiedziałam, że z trudem
powstrzymuje się od płaczu.
-
Złe wieści? Jakie? - Derek tym razem mówił z sensem.
-
Policja…
-
Stop! - krzyknął Stails, wzkazując na dziewczynę siedzącą obok niego.
-
Racja. Sylinski odprowadza Alison do domu, ja i McCall jedziemy do bazy, a Derek
ogarnie policję i jakieś żarcie.
-
No a ja już myślałem, że ten strzał zabrał nie tylko Meisona, ale i twoją
władczość – powiedział do mnie Hales.
Nie skomentowałam tego, tylko spakowałam rzeczy do torby i ruszyłam za Scott’em. Zanim jednak ruszyliśmy, Scott wysłał do Dereka wiadomość.
SCOTT
Stwierdziłem,
że warto przypomnieć Derekowi jego zadanie, więc wysłałem mu SMS-a.
Do Derek: PAMIĘTAJ! Najpierw jedziesz na komendę, a POTEM ogarniasz nam JEDZIENIE. Zrozumiano?
Nie czekałem na odpowiedź chłopaka, tylko
ruszyłem. Przez chwilę zapomniałem, że jadę z Lidią i zacząłem nucić piosenkę
lecącą w radiu. Przestałem, gdy usłyszałem chichot dziewczyny.
-
Co cię tak bawi? - spytałem.
-
Przejechałeś dwa razy na czerwonym świetle, a za nami jedzie radiowóz –
oznajmiła z trudem utrzymując powagę.
-
Co? - spojrzałem w lusterko - Kurde!
Miała
rację. Za nami (wprawdze tajny, ale jednak) jechał radiowóz. Mignęli trzy razy
lewym migaczem. Co to miało znaczyć?
-
To znaczy, że to ludzie ojca Stails’a – spojrzałem na nią zdziwiony.
-
Skąd wiesz?
- Mówił mi, że w razie jakiegoś wypadku, ludzie jego ojca znajdą nas w trybie
natychmiastowym i pokierują w bezpieczne miejsce – patrzyła czy nadążam, a ja
powierdziłem skinieniem głowy. - Teraz po tym… Po tej strzelaninie Stails
pewnie poinformował ojca o zdarzeniu i udał się gdzieś z Alison, Derek był na
komendzie, pewnie na tej, gdzie czekał zespół pana Sylinskiego, więc go zgarnęli
i teraz jadą po nas – uśmiechnęła się do mnie.
-
A ja już się bałem, że stracę prawo jazdy – spojrzała na mnie ze zdziwieniem. -
Długa historia.
- Kiedyś mi ją opowiesz – zastrzegła - A teraz przyśpiesz, bo zaraz złapie nas prawdziwa policja.
STAILS
Gdy grupa się rozeszła, udałem się z
Alison do bazy II. Stwierdziłem, że skoro tam mamy „grupowy dom”, a to bazy I
zejdzie się gang ojca z detektywami i policją, to dziewczynie zdecydowanie
lepiej będzie w drugiej bazie. Nie udaliśmy się jednak tam od razu.
-
Może kawa? - zaproponowałem jej, choć dopiero piliśmy herbatę.
-
Jak już to gorąca czekolada i dobry deser – uśmięchnęła się słabo.
-
Zgoda.
Najlepszą
czekoladę dawali w Willi Pani Stell (w skrócie WPS), i tam też poszliśmy. WPS,
była najbardziej obleganą kawiarnią w mieście. Zjeżdżały się tam tłumy
miejscowych i okolicznych mieszkańców, turystów, ważnych osobistości – a co za
tym idzie, dużo dziennikarzy. Kawiarnia, była kiedyś małą kawiarenką, ale gdy
odkryto przyszne menu i dobry klimat zaczęło się tu schodzić o wiele więcej
ludzi. Dlatego też, lokal trzeba było powiększyć. Ja osobiście w tym pomagałem.
No może nie w remoncie, ale razem z moją siostrą Brendą, zebraliśmy odpowiednie
fundusze. Dlatego też, mam tam specjalny cichy kącik, który czeka na moją
wizytę. Właścicielka – Pani Stella (mogliście się domyślić) trcohę przesadziła
i na „ścianie dobra” ja oraz moja siotra znajdujemy się na pierwszym miejscu.
Mogę też dodać, że willa nie jest przekazywana z matki na córkę, tylko ze
Stelli na Stellę. Tylko to miejsce w mieście zna wszystkie jego tajemnice.
-
O czym rozmyślasz? - zapytała mnie nagle Alison.
-
Co? Ja? - patrzyła na mnie uważne - Nic, nic.
-
Oh, no dobrze – powiedziała i odwróciła się w
kierunki tylnych drzwi kawiarenki, przed które (jak się okazało)
doszliśmy kilka chwil wcześniej. - Wchodzimy? - pokiwałem głową.
Po
wejści od razu uderzył nas zapach mięty, gorzkiej czekolady i goździków.
Odłożyliśmy nasze plecaki na półkę, w tym samym momencie podeszła do nas
asystenka Pani Stelli.
-
Cześć Stails, hej Alison – przywitała się z nami a potem dodała. - Stella
przebywa od kilku godzin w kuchni i lepiej jej nie przeszkadzać, ale…
-
No coś ty Alice! - usłyszeliśmy krzyk właścicielki - Dla moich stałych
klientów zawsze znajdę czas – uśmiechnęła się do nas - Dawno was tu nie było,
co was tym razem sprowadza?
-
To co zawsze – odparłem.
-
Spokój, filiżanka dobrej czekolady, kawałek ciasta, chęć odpoczynku, możliwość
rozmowy – dodała Alison.
-
Oh no tak, tak – przytaknęła Stella - Wy i wasze kryminały – westchnęła. -
Stolik numer 11 jak zwykle wolny.
Udaliśmy
się do wskazanego stolika i zajrzeliśmy do menu. Zauważyłem, że pojawiło się
kilka nowych deserów. Czytałem z fascynacją kartę, gdy usłyszałem kaszlnięcie.
Odłożyłem kartę na stolik i zobaczyłem kelnera, który czeka aż złożę
zamówienie.
-
Ach tak – odchrząknąłem - Kawa czarna z bitą śmietaną, szarlotka i owocowa
sałatka.
Chłopak
zapisał i odszedł.
-
Musimy pogadać – powiedziała dziewczyna. - Jest coś o czym ty, Lidia i chłopacy
powinniście wiedzieć.
-
To może pogadamy w bazie? - zgodziła się.
W tym czasie zadzownił mój telefon.
DEREK
Jechaliście kiedyś radiowozem jako NIE
przestępca i NIE policjant? Ja tak. Jedzie się jak normalnych samochodem, ale
ma o wiele więcej przycisków. Byłem nimi tak zafascynowany, że niechcący jeden
kliknąłem – okazało się, że to były tylko światła. A szkoda, mogłaby to być na
przykład syrena policyjna, to by dopiero były heca. Ale dość opowieści.
Doszedłem na policję, lecz nie musiałem nic mówić, bo od razu koledzy pana
Sylinskiego. Dogoniliśmy Lidię i Scotta, którzy jechali w kierunku bazy I. Tam
dostaliśmy opierdziel od ojca Stails’a oraz pochwałę. Zaczęła się gadka na
temat tego całego Meisona i jego bandy. Nie chciało mi się tego słuchać, więc
wyszedłem na balkon.
-
Hales wracaj! - krzyknął, a raczej wrzasnął szeryf - Musisz nam pomóc.
Wow!
OdpowiedzUsuń