czwartek, 29 października 2020

Rozdział II (Dominika Brońska)

      Podczas gdy próbowałam odczytać resztę, zadzwoniłam do paru znajomych: Scota McCalla, Stailsa Sylinskiego, Lidii Martin, Allison Argent i do Derka Halesa. Tata Stailsa jest szeryfem, więc może nam pomóc.

- Hej, patrzcie, co znalazłam.

- Co to jest  i skąd to masz? – zapytał Stails.

- Jakiś facet podłożył mi pod nogi.

- A znałaś tego faceta? – dopytywała Allison.

- Nie, ale miał ciemne, krótkie włosy i beżowy płaszcz.

- A co tam jest napisane? – dorzucił Scot.

- Doczytałam się tylko słowa „pomocy” i więcej nie mogłam odczytać.

      Tata Stailsa powiedział, że w ciągu 1 tygodnia doszło aż do 4 zgonów i do teraz nie wiadomo, kto to i nie wiadomo czy to samobójstwa czy morderstwa. Prawdopodobnie to zabójstwa, bo wszystkie ciała znaleziono w tym samym miejscu.

- Musimy zebrać odciski palców, potrzebne mi woda, mąka i coś metalowego, żeby odbić odcisk – powiedziała Lidia.

- Na pewno wiesz, jak to zrobić? – zaciekawiłam się.

- Tak, wiem, co robić.

- Okiiii…

     Lidia zebrała odciski palców, a Derek, Allison, Stails i ja próbowaliśmy złamać kod do telefonu. Starałam się też znaleźć coś co może zawinęło się w podszewkę, ale po 15 minutach dałam sobie spokój.

     Nagle zadzwonił telefon. Derek odebrał i spytał, kto to. Odezwał sią bardzo grubym głosem jakiś mężczyzna. Okazało się, że to kuzyn zaginionego – Meison. Powiedział, że słyszał, co się stało i od razu próbował dodzwonić się do kuzyna.

 - No my właśnie też nie wiemy, gdzie jest. Po prostu naszej koleżance podrzucił portfel pod nogi – powiedział Derek.

- Wiem, kto może za tym stać – rzekł Meison.

- Mam odciski, zobaczmy czy się potwierdziły nasze przypuszczenia. Jak nazywa się twój kuzyn? Peter?– triumfalnie oznajmiła Lidia.

- Tak, Peter.

niedziela, 18 października 2020

Rozdział I (Amelia Prażmo)

     Było około godziny dwudziestej drugiej, w sobotę. Na ulicy nie było nikogo a latarnie się jeszcze nie świeciły. Gdyby nie jasny blask księżyca przebijającego się przez chmury, nie byłoby widać zupełnie nic. Deszcz bębniący w parapety domów i bloków nie ustawał. Obserwowałam stróżki wody spływające po ulicy i tworzące strumyki wpływające do kanałów ściekowych.

     Byłam już na tyle przemoczona, że postanowiłam schronić się w mojej ulubionej kafejce i wypić kilka łyków gorącej czekolady. Weszłam do środka, zamówiłam gorący napój i zajęłam miejsce niedaleko kaloryfera. Czekałam dłuższą chwilę, więc zaczęłam się rozglądać i patrzeć na ludzi. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie średniego wzrostu, który również akurat się na mnie spojrzał. Wyglądał dość groźnie, ale miał bardzo sympatyczne spojrzenie. Patrzyliśmy na siebie jeszcze chwilę, gdy ten nagle ruszył w moją stronę. Podszedł do mnie, rzucił coś na mój stolik, odwrócił się bez słowa i wyszedł. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Zastanawiałam czy widziałam go już kiedyś, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Postanowiłam obejrzeć rzucony przez mężczyznę przedmiot. Był on portfelem. Otworzyłam go, ale wydawał się być pusty. Próbowałam znaleźć w nim jakieś dokumenty, aby dowiedzieć się, kto jest właścicielem. Przegródka na pieniądze również wydawała się być pusta. Dopiłam czekoladę, wzięłam portfel i udałam się do domu.

     Była dla mnie zaskoczeniem ogólna cisza w domu, gdyż zwykle o tej godzinie sąsiedzi zza ściany urządzali sobie imprezy z głośną muzyką, która niosła się aż do mnie. W tym momencie mój kot przyszedł do mnie, prawdopodobnie był już głodny, więc postawiłam mu miskę z jedzeniem. Usiadłam przy stole w salonie. Sprawa z portfelem i tym dziwny mężczyzną nie dawała mi spokoju. Postanowiłam jeszcze raz dokładnie przejrzeć portfel. Tym razem próba znalezienia w nim czegokolwiek zakończyła się sukcesem. Była to malutka karteczka, wyglądająca jak wyrwana z notesu lub zeszytu, złożona na cztery. Bez zastanowienia rozłożyłam ją i zobaczyłam dość mały napis: „wszystko dobrze, nie szukaj mnie”. Wydało mi się to bardzo dziwne, z tego powodu obejrzałam tę kartkę jeszcze kilka razy, ale nic nie znalazłam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał równo północ. Poszłam spać.

***

   Następnego ranka obudziłam się o wpół do dziewiątej, zrobiłam sobie na śniadanie naleśniki i ponownie wzięłam się za oglądanie znalezionej kartki. Przyglądałam się jej dłuższy czas i znalazłam coś bardzo interesującego, papierek wyglądał, jakby ktoś wyrwał go w pośpiechu z jakiegoś zeszytu lub notesu i niestarannie poskładał. Przełożyłam go na drugą stronę i zobaczyłam, że były tam odciski, jakby ta osoba mocno przyciskała długopis kartkę lub dwie wcześniej. Na pierwszy rzut oka nie mogłam tego rozczytać, więc potraktowałam to jako cenną wskazówkę. Ponieważ wychodziłam z założenia, że wszystko to, co jest niewidoczne na pierwszy rzut oka, musi coś znaczyć, szukałam dalej. Na ten moment nie znalazłam nic więcej, więc postanowiłam cofnąć się do ledwo widocznego napisu. Po spojrzeniu na niego przez lupę i podświetleniu kilkoma rodzajami lamp, ujrzałam napis: „Pomocy”. Od razu wiedziałam, co mam zrobić, ponieważ często miałam do czynienia z takimi sprawami.